czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział IV

Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, brak korekty daje się we znaki :) Miłego czytania! xx

~*~

Jak w każdą sobotę wieczór, Louis siedział w salonie i razem z Niallem oglądał X-Factor. Właśnie miał obgadać występ Rylana, gdy usłyszał dzwoniący telefon.

-  Ha.. - chciał się przywitać, lecz urwał, gdy usłyszał inny głos w słuchawce.

- Wiesz, nie sądzę, by to był dobry pomysł.. - powiedział do kogoś Harry. 'Przekierowywanie rozmów' - pomyślał Louis, i już miał odłożyć słuchawkę, gdy usłyszał drugi głos - Nicka.

- Harreh, proszę Cię. To tylko mała przysługa. Gdybyś to ty mnie poprosił, zawsze bym ci pomógł, bo tak postępują przyjaciele - odpowiedziała mu cisza. Słychać było jedynie nierównomierne oddechy Harry'ego, który wyraźnie zastanawiał się, co robić. Nagle do uszu Louisa dobiegł głośny krzyk z salonu, gdzie Niall wspierał Jamesa Arthura. Szybko zasłonił ręką słuchawkę, ale było już za późno.

- Harry? Wszystko ok? Co się tam dzieje? 

- Nic, to pewnie sąsiedzi - odpowiedział Harry, z jakąś dziwną nutką w głosie, a Loui szybko odłożył telefon na miejsce, aby nie wydało się, że podsłuchiwał rozmowę. Swobodnym krokiem, wrócił do salonu, uśmiechając się do Nialla.

- Kto dzwonił?

- Nikt - szybko odpowiedział Louis, mając nadzieję, że przyjaciel nie będzie ciągnął dalej tematu.

- Nie rób ze mnie idioty, przecież słyszałem jak dzwoni.

- Telekomunikacja, proponowali oferty, wiesz nic specjalnego. To ja odebrałem. - Usłyszeli głos Harry'ego, który stał oparty o ścianę łączącą kuchnię z salonem. - Louis, mogę Cię prosić na chwilę?


~Harry~


- Harry? Wszystko ok? Co się tam dzieje?

- Nic, to pewnie sąsiedzi - odpowiedziałem szybko, zbywając go. Wiedziałem, że to chłopcy, ale zawsze jak z nimi byłem Nick miał pretensje, że spędzam z nimi tyle czasu, a dla niego nie poświęcę nawet godziny dziennie. - Może to z mieszkania obok. Nieważne, o czym mówiliśmy?

- O twojej przysłudze.

- No tak..

- Więc?

- Może zadzwonię do Ciebie później, dobrze? Muszę to jeszcze przemyśleć.

- Eh, dobra. Tylko nie zapomnij. Do usłyszenia.

 Chłopak rozłączył się bez pożegnania i bezwiednie opadł na łóżko. Nie miał pojęcia co robić. Rzucił telefon w kąt i skulił się pod kocem, z zamiarem zaśnięcia, lecz poczuł głód. Zwlekł się z łóżka, przy okazji zrzucając wszytko co się na nim znajdowało, i ruszył do drzwi. Postanowił przy okazji, porozmawiać z Louisem o syuacji sprzed kilku minut.

- Nie rób ze mnie idioty, przecież słyszałem jak dzwoni. - wychodząc z pokoju, usłyszał głos Nialla, i mimo wszystko, postanowił wspomóc przyjaciela.

- Telekomunikacja, proponowali oferty, wiesz nic specjalnego. To ja odebrałem. Louis, mogę Cię prosić na chwilę? - wysilił się na nikły uśmiech.

- Ja-jasne, Hazz.

Odeszli kawałek w głąb korytarza, zatrzymując się przy oknie. Dało się wyczuć napięcie i chłód panujący pomiędzy chłopcami.

- Chyba nie muszę Ci dawać wykładów dobrego wychowania.

- To było niechcący, Harry, naprawdę.

- Zresztą, nieważne - chłopak przymknął oczy, i ścisnął nasadę nosa - Po prostu więcej tego nie rób.

- Oczywiście, że nie bę...wszystko ok? Harreh, dobrze się czujesz?

- Tak...chyba. Nie. Idę się położyć.

- Jak będziesz czegoś potrzebował...

- Nie przejmuj się mną, dam sobie radę - odwarknął chłopak, zatrzaskując drzwi od swojej sypialni.

Przez resztę dnia Harry nie wyszedł ze swojego pokoju, więc Louis postanowił do niego zajrzeć.
Gdy uchylił drzwi, ujrzał przyjaciela leżącego bez ruchu na łóżku.

- Harry? Wszystko w porządku? Harry? - zaczął nim potrząsać, lecz chłopak się nie odzywał - Harry! Obudź się!

- Śpię, idioto! Czemu mnie, do cholery jasnej, budzisz?

- Przepraszam, trzeba było się odzywać, martwiłem się!

- Teraz, jak wiesz, że nic mi nie jest, możesz sobie iść.

Louis, nie wytrzymując już całej tej sytuacji, wybuchnął:

- Boże, co w Ciebie wstąpiło?! Ostatnio zachowujesz się jak jakiś rozkapryszony bachor! Nie jesteś już tym samym Harrym, którego pokochałem. Tamten Harry był wrażliwy, kochany, miły, zawsze wesoły.. a ty jesteś..nie do zniesienia! - wykrzyczał mu prosto w twarz, ze łzami w oczach.

- Nick miał rację. Tutaj już nie mam prawdziwych przyjaciół. Jutro się wyprowadzam. A teraz możesz już wyjść.

Louis opuścił pomieszczenie bez słowa, chwycił kurtkę z wieszaka, skierował się do drzwi wejściowych i zamknął je za sobą, całkowicie ignorując trójkę przyjaciół stojących na środku korytarza.